Rozdział VIII

Nie otwierając oczu macham ręką na prawo i lewo. Gdzieś tu powinien być mój telefon.

Słyszę jak przewracam rzeczy na półce nocnej ale nie przejmuje się nimi. Macam i macam, aż w końcu odnajduję moją zgubę. Podnoszę smartphone do oczu, które z wolna otwieram. Całe szczęście zasłoniłem tym razem rolety i kotary. W sypialni jest ciemno i przytulnie chłodno.

Spoglądam na wyświetlacz. Jedenasta. Nie tak źle, mam jeszcze sporo dnia przed sobą i żadnych planów na wieczór. Może udam się do ,,Bella Noche"?  Od czasu otwarcia klubu po remoncie jeszcze tam nie bylem. Z chęcią zobaczę jak się wiedzie mojemu przyjacielowi. Może uda mi się przy okazji pogadać z Markiem i przeprosić go za wczorajszy... Cóż, za wczorajszą mega kichę jaką odwaliłem razem z Alexem...

Jest mi ciągle wstyd za to co zrobiliśmy. Nie jestem osobą, która przejmuje się pierdołami. Tyle razy w życiu nawaliłem, że zdołałem się już uodpornić na żale i pretensje kierowane pod moim adresem. Jednak tym razem jest inaczej. Oskar to mój najlepszy przyjaciel, Marek również zalicza się do tego małego grona i przez jedną, fatalną gafę nie chciałbym stracić któregokolwiek z nich.

Z telefonem w dłoni leżę na łóżku, rozmyślając o sposobie przeproszenia Marka. Chcę jeszcze na chwilę zasnąć ale z głową w poduszce ciężko jest tego dokonać. Gdy się przewracam Samsung, wibruje mi w reku.

Kto się ośmiela przeszkadzać mi we śnie?

Od:Sonia
Godzina:11:03

Jestem na niesamowicie nudnym spotkaniu.
Rozbaw mnie. :)

&&&&&&&&&&

O cholera!

Spadłem z łóżka....Samsung wylądował pod szafką nocną. Jak tylko udaje mi się go stamtąd wydostać od razu zabieram się za odpisywanie.

Tak, tak wiem. Miałem nie mieszać pracy z prywatnością ale Sonia tak wsiąkła we mnie, że nawet nie wiem kiedy a dałem jej mój prywatny numer.

Od: Ja
Godzina:11:04

Zajmij się zdobywaniem świata biznesu złotko.
Kto jak nie ty zarobi te miliony?

&&&&&&&&&&

Wiadomość zwrotna przychodzi niemal natychmiast.

Od:Sonia
Godzina:11:04

Dobra próba Wiktorze :)
Co robisz w ten weekend?

&&&&&&&&&&

Dla ciebie nic.

Od:Ja
Godzina:11:05

Spotykam się z najwspanialszą kobietą na świecie*?
*Czyt. Sonia Dowborow

&&&&&&&&

Czeka i czekam. Mam nadzieje, że nie posunąłem się za daleko.

Od:Sonia
Godzina:11:10

Teraz na prawdę mnie rozśmieszyłeś.
Trafna odpowiedź. Jeśli masz czas, chciałabym byś poświecił mi cały weekend.
Co ty na to?
 
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Od:Ja
Godzina:11:11

Mam się na coś szykować?

&&&&&&&&&&&&&&&&

Od:Sonia
Godzina:11:12

Nudna impreza...Flaki z olejem.
Za to w sobotę chciałabym żebyś odciągnął mnie od obowiązków.

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Och, kotku. Z miłą chęcią cię odciągnę. Przeciągnę i posunę. Tak...Z kurewsko wielką ochotą to zrobię.

Od:Ja
Godzina:11:13

To zaszczyt odciągnąć cię od nieprzyjemnych obowiązków.
Mam ubrać garnitur?

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Czekam i czekam ale po odpowiedzi ani widu ani słychu.

Wygrzebuję się więc z łóżka i idę do kuchni. Wstawiam kawę w ekspresie ciągle mając przy sobie telefon. Nic. Cisza.

Czy coś się stało? Nie, na pewno nie. Gustaw obroni ją przed wszelkim złem. Mam przynajmniej taką nadzieję.

Boże... Dostaję paranoi.

Wypijam kawę, jem śniadanie,idę się wykąpać a Sonia dalej nie odpisuje. Wychodzę z łazienki z przepasanym na biodrach ręcznikiem i niemal pędem puszczam się do stołu w salonie, na którym leży migający telefon. Nie baczę na opadający na ziemie ręcznik. Chcę tylko jak najszybciej dopaść się do Samsunga.

Od:Sonia
Godzina:12:46

Wybacz...Piekielnie nudne zebranie.
Garnitur byłby wskazany.
Muszę jeszcze postudiować górę dokumentów, więc wpadnij do mnie koło dziewiętnastej.

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Od:Ja
Godzina:12:47

Nie ma sprawy.
Do zobaczenia.

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Wiem, że już nie odpisze. Sonia nie ma w zwyczaju się żegnać lub czekać na pożegnanie. Ona rozdaje karty i ustala warunki. Taka już jest. Specyficzna, tajemnicza. Taka moja.

WIKTOR PRZESTAŃ!!

Besztam się w myślach ale nie umiem nie cieszyć się z faktu, że już za dosłownie parę godzin wejdę w inny, ten lepszy świat. Świat Sonii i spędzę z nią cały, doskonały weekend. Z tą myślą, pełen energii wyruszam do parku by trochę pobiegać.

Tym razem nie staram się nawet nie patrzeć na trzy wysokie biurowce. Dwa dni. Dwa piekielnie boskie dni w jej towarzystwie i w jej ramionach. Jestem we własnym, rozkosznym niebie.

***

Jak zawsze parkuję audi  na zarezerwowanym dla mnie miejscu i udaję się do windy. Wciskam guziczek z numerem dwadzieścia pięć. Czekam.

Moją ulubioną zabawą podczas czekania jest odliczanie czasu jaki zajmuje Gustawowi dojście do domofonu. Pewnego dnia dotarłem  do piętnastu. Pewnie był wtedy w  toalecie, bo zazwyczaj zdążam doliczyć do trzech.

Robię to i tym razem.

Raz.

Dwa.

Trzy.

-Apartament Pani Dowborow.

A to co do licha? Męski głos z całą pewnością nie należy do Gustawa. Nie ma tego ciężkiego, rosyjskiego akcentu ani jego ton nie jest aż tak poważny  jak zwykle.

Głos w domofonie jest cieńszy, akcent raczej nasz a ton...Jakbym przerwał mu w niesamowicie ważnej czynności. Co ty palancie robisz w domu mojej Sonii?

I do cholery co takiego ważnego robiłeś, że jesteś tak oburzony?

Jak na profesjonalistę przystało zachowuję zimną krew. Nie wiem kim jest ten frajer, już mnie wkurza ale nie daję się ponieść.

-Tarycki do Pani Dowborow-odpowiadam chłodno.

Przez chwilę w domofonie panuje cisza. Czekam i czekam aż palant znajdzie zapiskę o  moim przybyciu. Gustawowi szło to znacznie szybciej. Ciekaw jestem czemu go nie ma. I kim jest  ten drugi?

-Zapraszam do góry panie Tarycki-syczy głos.

O cholerę mu chodzi?

Winda zamyka się a ja jadę. Znowu czuję motylki w żołądku i to dzikie podniecenie na myśl, że zobaczę Sonię. Będę ją miał na cały weekend. To rozwala mnie na łopatki.

Zobaczę ją po raz drugi w ciągu tak krótkiego czasu. Większego prezentu los nie mógł mi dać. Nie wiem czym sobie zasłużyłem na taką łaskawość z jego strony, ale nie mam zamiaru się skarżyć.

Docieram na miejsce. Drzwi się otwierają, przekraczam próg i już jestem wkurwiony.

Przede mną stoi wysoki, muskularny blondyn. Ciut niższy ode mnie ale nie gorzej zbudowany. Mogę dostrzec pod szarym garniturem jego mięśnie. Z buzi też nie jest niczego sobie.

Potrafię obiektywnie ocenić urodę innych mężczyzn. Jestem wkurzony na całego. Facet jest cholernie przystojny. W inny niż ja sposób, bardziej grzeczny i ugłaskany ale bez wątpienia przystojny.

Obcina mnie wzrokiem szarych tęczówek od stóp do głów. Włos mi się jeży na głowie. Co za tupet. Gdzie jest Gustaw?

-Proszę za mną-mówi tym irytującym głosem.

Idę, choć mam wielką ochotę zdzielić go w łeb. Wchodzę za nim do penthouseu Sonii i od razu się uśmiecham.

Stoi pośrodku kuchni nalewając wina do kieliszków. Ma na sobie długą do kostek czerwoną sukienkę. Wygląda szykownie,elegancko i seksownie mimo długich rękawów i braku dekoltu. Kreacja zasłania jej szyję przyozdobioną długim, złotym łańcuszkiem z wisiorkiem w kształcie łzy.

Pierwszy raz widzę by miała na sobie biżuterię i jak w przypadku sukienki i butów, jest on jedynie marną ozdobą w porównaniu do jej urody. Brązowe włosy spięła w eleganckiego, wygładzonego koka, który lśni w świetle neonowych żarówek.

Spoglądam kątem oka na tego frajera, który mnie tu przyprowadził. Zagryzam szczęki w złości. Zaborczość we mnie szaleje na widok cielęcego zachwytu na jego twarzy. Skurwiel jest nią zauroczony.

Nie, nie dziwi mnie to. Każdy normalny facet byłby nią zachwycony ale to nie zmienia faktu, że jestem zazdrosny. Mam ochotę wykopać go z apartamentu i pokazać gdzie jego miejsce. A mianowicie za drzwiami.

Sorry koleś. Byłem pierwszy.

Widzę jak otwiera usta by zapowiedzieć moje przybycie. W tym momencie robię coś tak nieprofesjonalnego jak to tylko możliwe. Cóż, trudno. Napluję sobie w brodę potem. Ewentualnie Sonia mnie zagryzie. Nie ważne. Muszę pokazać temu picusiowi do kogo ona należy.

-Pani...

Występuję przed niego nie zaszczycając go wzrokiem. Zmieszany patrzy na mnie, niepewny co ma zrobić. A ja jestem w swoim żywiole.

-Cześć -mówię wymijając kutasa i zbliżając się do niej.

Obdarza mnie szerokim uśmiechem. Nie wiem czy dostrzega moją zazdrość ale nie pokazuje bynajmniej by była niezadowolona z tego co robię.

Brnę w to dalej zachęcony jej spojrzeniem.

-Cześć-odpowiada.

Kładę dłonie na jej ramionach i posyłam szybkiego całusa w policzek. Nie jestem aż tak zdesperowany by na oczach frajera zatapiać w jej buzi język. Po sekundzie stwierdzam, że byłbym zdolny do tego ale trzymam fason.

-Jak zawsze zachwycająca-szepczę jej do ucha.

-Jak  zawsze zabójczo przystojny-odpowiada zadowolona.

Odrywam od niej dłonie, gdy podaje mi kieliszek. Upijam łyka. Trafny wybór. Odrobinę ciężkie wino ale za to pełne aromatów.

-Dziękuję Adrianie-Sonia nie patrzy na niego gdy to mówi.

Wzrok ma utkwiony we mnie co skutecznie podnosi moje ego na wyżyny. Jest teraz wielkości jej biurowca. Jestem łakomczuchem. Uwielbiam jej komplementy i to jak na mnie patrzy.

Tak zwany Adrian skina jej głową. W jego oczach widzę zawód i złość. Masz  po nosie skurczybyku. Kiedy znika za drzwiami w końcu czuję się dobrze.

Siadam na hokerze wyciągając dłoń do Sonii. Podaje mi swoją i pozwala wciągnąć się miedzy moje uda. Jest dość odważna. Zazwyczaj muszę być wobec niej bardziej ostrożny. Podoba mi się to. Im bardziej jest odważna tym bardziej ja jestem zadowolony bo jest do mnie przyzwyczajona.

Opiera się swoją idealną pupą o moje udo i przygląda mi uważnie.

-Mam coś na twarzy?-pytam

-Wymalowaną zazdrość Wiktorze-mówi a ja czuję się jak złapany na psikusie łobuz-Czy o mnie jesteś zazdrosny?

-Nie zazdrosny słonko. Raczej zniesmaczony-wykręcam się gładko.

Sonia marszczy brwi. Sonia-apodyktyczna czy Sonia-terrorystka? Ciężko określić póki się nie odezwie.

-Czemu?

Wzdycham lekko. Kuje mnie palcem pod żebrami na znak bym mówił. Uśmiecham się do niej ale jej mina jest zacięta. Oho, Sonia-poważna.

-Nie podoba mi się ten facet-odpowiadam szczerze-Obciął mnie wzrokiem w korytarzu jak konia na wystawie. Dobrze, że nie zajrzał mi w zęby.

Może się skarzę. Na pewno to robię i nawet nie chcę analizować czemu.

Sonia wybucha śmiechem i trzęsąc się odkłada kieliszek na blat. Zarzuca mi dłonie na szyję, wargami dociskając się do moich warg. Oplatam ją w pasie ramieniem w ręku którego trzymam wino. Druga dłoń ląduje na jej pośladku i zaciska go delikatnie.

Tak bardzo mi tego brakowało.

-Nie przejmuj się nim-mruczy ocierając  nosem o mój-Już taki jest.

Znowu mnie całuje. Kim jesteś i co się stało z moją Sonią? Znowu jest namiętna. To dziwne bo od jakiegoś roku częściej była oddalona i rządząca się. Żadko kiedy była taka...Czuła jeśli mogę tak to nazwać.

Może po roku chudym nadszedł rok gruby? Nie mam zamiaru się użalać nad tym.

-Gdzie jest Gustaw?

Sonia siedzi na moich kolanach popijając wino. Gładzę jej kark nie pewny czy mogę dotknąć pleców. Nie chcę sprawić by przestała być czuła. Odpowiada mi ten tryb, na którym teraz działa.

-Musiał pojechać do Petersburga-robi smutną minę-Jego mama zmarła. Organizują pogrzeb. Wróci w następnym tygodniu.

Słyszę żal w jej glosie. Czy znała jego rodzinę? Nie wiem, jak już wiadomo o Sonii niewiele wiem.

-Przykro mi-na prawdę jest mi przykro.

Lubię Gustawa. Nie jesteśmy przyjaciółmi, nie jesteśmy kolegami ale obaj dbamy  o nią, więc jest mi przykro. Wiem jak to jest stracić matkę. Nie ważne w jakim jest się wieku. Matka to matka. Nic jej nie zastąpi.

-Tak, mi też-posyła mi smutny uśmiech-Chorowała na raka. Z jednej strony Gustawowi ulżyło, że nie będzie cierpieć. Jednak śmierć mamy to straszna sprawa.

Mówi to takim tonem jakby wiedziała co to znaczy. Czy straciła mamę? Nigdy mi nic osobie nie mówi. To takie wkurzające, że nic nie wiem. Ona wie o mnie wszystko niemalże. Wie o mojej mamie,wie o ojcu. Wie wszystko, a ja?

Nie pytam. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie powie mi tylko zbędzie milczeniem lub zmianą tematu.

-Na pewno była wspaniałą kobietą-próbuję zajść ją z innej strony.

Przytakuje mi z zamyśleniem.

-To prawda-wzdycha ciężko.

-Znałaś ją?-proszę odpowiedz by mógł coś o tobie wiedzieć.

Dalej gładzę jej kark. Ma wspaniały karczek. Jego skóra jest jedwabna jak na udach, oprószona kilkoma włoskami i wystającymi lekko kręgami. Mam ochotę ją po nim całować.

-Znałam-przyznaje z wzrokiem utkwionym w mojej dłoni na jej kolanie-Kilka lat temu podpisywaliśmy kontrakt z Moskwą. Gustaw zapytał czy możemy do niej zajrzeć. Nie ma ojca, zginął nim się urodził. Natasza wychowywała go sama. Zgodziłam się.

Dostrzegam nikły uśmiech na jej pięknej buzi. Od razu całuję ją w kącik ust a ona głaszcze mój policzek.

-Już wtedy była chora-kontynuuje patrząc mi w oczy-Wspaniała była z niej kobieta. Pełna miłości i zaraźliwej radości życia. Załatwiłam jej leczenie w prywatnej klinice w Moskwie ale jej stan był już bardzo ciężki. Nie udało się jej wyciągnąć z choroby, jedynie przedłużyć nieuniknione.

Sonia-filantropka? Kolejny tryb do mojej kolekcji. Nie wiem jaka zażyłość jest między nią a Gustawem, ale na pewno jest ona mocniejsza niż czysto zawodowa. W innym przypadku nie byłaby skora do finansowania pomocy medycznej jego matce.

Boże, kocham ją jeszcze bardziej.

-Zrobiłaś co mogłaś Soniu-mówię nachylając się do jej ust-Nie jesteś Bogiem by zbawiać świat.

I wtedy to we mnie uderza. Czy istnieje możliwość by Sonia zainteresowała się robieniem biznesu w medycynie by pomagać takim ludziom jak matka Gustawa? Czy ona na prawdę chce zbawiać świat?

Cholera. Nigdy tak o niej nie myślałem. Jeśli to prawda, to wiem o niej jeszcze mniej niż przypuszczałem. Może chciała rozszerzyć swoją działalność na te wody po to by uratować jego mamę?

Tyle pytań. Czy chce ratować matki innych ludzi? Czy jej własna zmarła i to jest zadośćuczynienie za to, że nie mogła jej pomóc? Czy chce w ten sposób pozbyć się poczucia bezsilności?

Nie zapytam jej o to. Nie mogę i wiem, że nie odpowie. Jednak coś mówi mi, że jest w tym jakieś ziarnko prawdy.

Oj Soniu. Dlaczego nic o tobie nie wiem? Czemu mi nic nie mówisz? Chcę znać cię całą.

-Wiem Wiktorze-całuje mnie lekko dziwnie, delikatnie-Mimo to mam poczucie, że nie zrobiłam wszystkiego. Nie znoszę czuć, że coś  mi ucieka między palcami. To takie irytujące.

Poprawiam ją sobie na kolanach i zanurzam nos w zgięcie jej szyi. Czuje ją i jej perfumy. Kobieca, mocna, seksowna.

-Nikt tego nie lubi skarbie-pocieram nosem o gładką skórę pod uchem.

Mruczy w zadowoleniu. Ten dźwięk jest cholernie podniecający. Drażni każdą moją cząstkę.

Wiem, że teraz nie chce się kochać. Jest zmartwiona i przygotowana do wyjścia na bankiet. Postaram się by była znowu czuła i zadowolona. Nie znoszę gdy jest zmartwiona. Raz czy dwa ją taką widziałem i nie zapamiętałem tego najlepiej.

-Co to za imprezą na którą się wybieramy?-pytam by wypełnić ciszę.

Sonia robi minę jakby coś wyjątkowo niesmacznego spoczęło w jej gardle. Uwielbia bankiety jak ja spotkania z Dominiką. Czysta katorga.

-Zlot biznesmenów-mruczy niepocieszona-Pokrótce banda zadufanych w sobie dupków będzie popijać Cristala i paplać o swoich zaletach, zachowując się przy tym jak władcy świata. Ich żony będą obcinać wzrokiem siebie na wzajem i udawać, że się lubią.

Śmieję się radośnie a ona po chwili dołącza. Sonia-poirytowana wymieszana z  Sonią-sarkastyczną. Podoba mi się.

Przytulam ją do siebie a ona znowu to robi. Po prostu się przytula wtulając twarz w moją pierś. Mógłbym się do tego przyzwyczaić. Po prawdzie już to zrobiłem.

-Musimy się ruszyć-po chwili wspólnego śmiechu Sonia zeskakuje mi z kolan-Trzeba dotrzeć do pałacyku pod miastem.

Czuję ogromną pustkę w swoich ramionach lecz posłusznie wstaję. Sonia stoi przede mną unosząc znacząco brew.

-Gdzie masz krawat?

Posyłam jej niewinny uśmieszek. Kręci głową w rozbawieniu i znika za drzwiami prowadzącymi do drugiego korytarza. Po kilku minutach wraca z rzeczonym skrawkiem materiału w dłoni. Zatrzymuje się  przy fotelu i gestem nakazuje bym podszedł.

Wspaniale jest to nasze porozumiewanie się bez słów. Podchodzę więc jak karze a Sonia wskakuje w szpilkach na mebel. Trzymam ja w talii by się nie przewróciła, gdy zaplątuje krawat. Jak zawsze szybko i sprawnie. Czuję się w pełni jej kiedy to robi.

Usatysfakcjonowana z uśmiechem na słodkiej twarzy po chwili zabiera dłonie z mojej szyi i spogląda na zawiązany krawat. Muszę przyznać, że zna wiele wiązań. Gdzie się tego nauczyła? Będzie mi dane się kiedyś tego dowiedzieć?

Wątpię.

Dalej trzymam w dłoniach jej biodra. Są stworzone dla moich grabi. Choć stoi na fotelu w wysokich szpilkach muszę i tak się nachylić by ją pocałować.

Nic wielkiego. Zwykły, przelotny całus ale nie mniej słodki niż namiętne pocałunki. Moja Sonia jest przerażająco czuła. Co się z nią dzieje?

Patrzymy sobie w oczy gdy po apartamencie rozchodzi się stukot do drzwi.

-Wejść-odkrzykuje Sonia ale jak zwykle nie odskakuje ode mnie.

Mało tego zakłada mi dłonie na karku i przyciąga jeszcze bliżej. Mała Sonia-intrygantka. Już wiem, że nie uwierzyła w to bym nie był o nią zazdrosny. Wychwytuje jej niewinny uśmieszek.

Adrian wchodzi do apartamentu. Kątem oka obserwuję jak odrobinę zaciska szczęki i palce rąk w pięści. Ciska we mnie gromami jakbym był natrętnym pasożytem.

Spadaj dupku, to moja Sonia.

-Pani Dowborow-mówi z miękkością jej nazwisko-Limuzyna czeka.

-Dobrze-odpowiada patrząc na niego jakby nie widziała jego wyrazu twarzy-Już idziemy.

Nie czekając na pozwolenie unoszę ją z fotela i odstawiam na podłodze. Podejmuje jej grę.

Blondyn stoi i czeka na nas. Mogę się założyć, że bardzo pragnie być na moim miejscu i dotykać jej. Chce mnie odstrzelić, wiem to. Czuję jego agresje, wściekłość. Bije od niego po oczach.

Sonia staje na paluszkach bym mógł ją pocałować. Robię to z chęcią śmiejąc się w duszy. Sonia-prowokatorka. Jak jej wiele w jednym ciele tego nigdy nie zrozumiem.

Po delikatnym pocałunku opada na podłogę ale nie zaprzestaje gry. Gładzi mój tors paluszkami. Widzę iskry rozbawienia w jej oczach. Ty łobuzie.

-Chodźmy skarbie-mówi a ja łapię ją za dłoń.

-Bierzesz jakiś płaszcz?-wymownie zaciskam palce na jej karku.

Typowy, samczy odruch. Adrian chce mnie rozpłatać na kawałki. Nie mogę się nie uśmiechnąć.

-Tak. Wisi na hokerze-wskazuje paluszkiem czarny płaszczyk.

Sięgam po niego i pomagam ubrać. Pchany dobrą zabawą nie omieszkuję lekko klepnąć jej w tyłek. Sonia podskakuje ale zbywa mnie machnięciem dłoni a ochroniarz jest na granicy mordu. Prawdopodobnie nas obojga.

Zjeżdżamy windą. Adrian stoi przed nami cały spięty i rozwścieczony. Sonia uśmiecha się do mnie kącikiem ust.

-Prowokatorka-mówię bezgłośnie na co jej piękny uśmiech się poszerza.

Ściska mocniej moją dłoń i tak ją trzyma aż docieramy do limuzyny. Drzwi otwiera nam inny ochroniarz. Znam go i nie jestem zazdrosny.

Paweł to facet w wieku Gustawa. Zazwyczaj towarzyszy mi i Sonii podczas przyjęć i bankietów. Razem z Gustawem są nierozłączną świtą mojej kruszyny, kiedy ta wychodzi w miejsca o potencjalnym zagrożeniu.

Nie lubię widzieć ich razem. Wtedy dociera do mnie fakt,który staram się wyprzeć z umysłu, że Sonia jest miliarderką i istnieje tych parę osób na świecie pragnących ją skrzywdzić. Na samą myśl mną trzęsie. Oddałbym za nią życie. Bez dwóch zdań.

Głupiec!

Moja świadomość płacze w kącie nade mną i sobą. Oboje jesteśmy idiotami razem z naszą wyobraźnią i częścią duszy, która jest niepoprawnie romantyczna.

-Pani Dowborow-Paweł skina Sonii-Panie Tarycki.

Odpowiadam mu uśmiechem i sadowię się w limuzynie obok Sonii. Drzwi za nami zamykają się a ochrona siada z przodu.

-Ten blondyn jest tobą zauroczony-zerkam na nią.

Trzymam jej dłoń na swoim udzie, kciukiem gładząc wnętrze nadgarstka. Wywraca na mnie oczami ale wiem, że zdaje sobie sprawę z zachowania Adriana.

-To jego problem, nie mój kochanie-odpowiada z błądzącym po buzi uśmieszkiem.

-Lubisz to prawda?-palcem odwracam jej twarz do siebie i mocno nachylam się do jej ust-Podoba ci się Soniu jak działasz na mężczyzn.

Patrzy mi w oczy z dozą niezrozumienia. Głupiutka Soniu. Naprawdę tego nie widzisz?

-Niby jak?-marszczy równe brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.

Pochylam się jeszcze bardziej. Ustami tkwię przy jej. Nie spuszcza ze mnie wzroku, który jest teraz wygłodniały i rządny zarówno  mnie jak i odpowiedzi.

-Kusisz Soniu. Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką widziałem. Pełną gracji, seksapilu i tajemnicy-moje usta ocierają o jej rozchylone ociupinę wargi-Sprawiasz, że mężczyźni głupieją przy tobie i pragną cię zamknąć w swoich domach. Najbardziej jednak pragną twojej niezależności, która ich podnieca do granic.

-Tak na nich działam?-jest zaskoczona moimi słowami a mi chce się śmiać.

Jak to niby jest możliwe by nie zdawała sobie sprawy ze swojej potęgi? Z tego jaka jest wspaniała?

-Działasz na nich jak przysłowiowa płachta na byka, Soniu-przytakuje z uśmiechem.-Nie wiesz o tym?

Przełyka głośno ślinę. Jej miętowy oddech pali mi wargi. Oddychamy teraz tym samym powietrzem. Przepływa z moich ust do jej i wraca. Jest przepełnione nami.

-Nie-kreci powoli głową.

Nie chcę jej w to wieżyc ale wiem, że nie kłamie. Nigdy. Omija prawdę, milczy ale nigdy nie kłamie.

-Na ciebie też tak działam?

-Chcesz wiedzieć jak na mnie działasz?

Przytakuje mi powolutku. Znowu zrobię z siebie głupka ale chcę jej pokazać jaka jest wspaniała. Moja nowa Sonia. Sonia-niepewna-siebie. Co za odkrycie.

Rozplątuję palce naszych dłoni lezących na moim udzie i łapię ją za nadgarstek. Obserwuje uważnie gdy przesuwam jej dłonią po wnętrzu mojej nogi i kładę ją na stojącej męskości. Jej oczy rozszerzają się kiedy wyczuwa jak bardzo jej pragnę.

O tak, kochanie. Jestem zmuszony do chodzenia w takim stanie przez cały czas kiedy jestem z tobą.

-Tak na mnie działasz Soniu. I jeszcze tak.

Chwytam jej drugą dłoń i kładę sobie na sercu.

Romantyk za trzy grosze się znalazł.

Jestem głupi, nieprofesjonalny i niemal przyznaję się jej, że ją kocham. Lecz widok jak wstrzymuje oddech kiedy pod jej paluszkami mój organ wali z mocą jest bezcenny. Nie jest dla mnie ważne w tej chwili czy rozumie czy nie. Czy to akceptuje czy zaraz mnie wywali z limuzyny. Chcę w jakiś sposób dać jej  do zrozumienia co czuję.

Przez dłużące się w nieskończoność sekundy nic nie mówi. Mam wrażenie, że naprawdę mnie wykopie z auta. Nie chcę tego, już żałuje swojej głupoty.

-Serce ci wali-szepcze zachrypniętym głosem.

-Przez ciebie-odpowiadam bo to prawda.

Spogląda na mnie twarzą bez wyrazu. Chyba własnie moja kariera w jej  ramionach dobiega końca. Moje serducho wali jeszcze mocniej na te myśl a ona to czuje.

Nic nie odpowiada tylko zabiera dłoń z mojego penisa i przykłada ją do mojej klatki obok tej na sercu. Popycha mnie na siedzenie bym nad nią nie wisiał. Wydaje mi się, że chce to skończyć ale ona  znowu robi coś tak niesamowitego i niepodobnego do niej jak nigdy.

Przykłada głowę do mojej piersi i słucha bicia serca. Nie mam ani ochoty, ani siły ani sumienia by ją powstrzymać. Oplatam ją ręką w talii tak powoli by wiedziała co chcę zrobić. Drga przez sekundę przyzwyczajając się do mojej aż takiej bliskości ale zaraz się odpręża.

Drugą dłonią zakrywam paluszki jej rąk tkwiących na moim ciele. To takie proste, takie zwykle a ja się cieszę jak skończony kretyn. Wariat. Mógłbym skakać pod niebiosa kiedy ją mam.

Sonia nie rusza się z miejsca aż docieramy do pałacyku. Przez ponad pół godziny jazdy przez zatłoczone wieczorno-wakacyjnym zgiełkiem ulice centrum i opustoszałe drogi za nim tkwi wklejona w mój tors. Słucha mojego serca, które wpierw tłucze się szalenie a potem miarowo uspokaja.

Limuzyna staje przed bramą posesji zatrzymana przez ochronę pałacu. Na zewnątrz jest pełno paparazzi czyhających na możliwość uchwycenia jej twarzy i innych rekinów biznesu. Sonia nienawidzi występować przed nimi i pozować do zdjęć.

Ceni sobie swoją prywatność. Lubie w niej to. Nie wyobrażam sobie by była głupiutką celebrytką chcącą zyskać sławę  na popełnianiu co i rusz towarzyskiego faux pas. Z drugiej strony może gdyby nie strzegła siebie jak twierdzy miałbym szanse dowiedzieć się o niej czegoś więcej.

Chyba jednak wole ją taką.

Paweł siedzący za kierownicą, podaje ochronie nasze zaproszenia. Łapiduchy pstrykają fotki w okna w nadziei, że po wywołaniu zdjęć coś na nich dojrzą. Głupcy. To szkła przyciemniane, podwójnie hartowane i obleczone milionem dziwnych udogodnień wyprodukowanych przez firmę Sonii. Nikt nas nie dojrzy.

Drą się wykrzykując jej imię. Chcą ją sprowokować do wyjścia z limuzyny, pytaniami o jej prywatność i nowe kontrakty. Nic nowego niż zwykle do mnie nie dociera. Pytają czy dalej jest sama. Czy może ma dziewczynę i boi się zdemaskowania?

Gdyby tylko wiedzieli z kim siedzi w aucie. Na pewno coś by na mnie wyciągnęli. Może nie to że jestem płatną dziwką, do tego któraś z moich klientek musiałaby się przyznać a tego żadna nie zrobi. Byłyby skończone.

Nie mniej na pewno wytargaliby na wierzch moją przyjaźń z Oskarem, niezłe mieszkanko i samochód, które kupiłem za pieniądze z niewiadomego źródła. Skarbówkę miałbym na karku raz dwa.

Ochrona przepuszcza nas przez bramę, za którą panuje względny spokój i cisza. Wredne mordy zostają za nami a przed nami rozciąga się widok na oświetlony pałacyk i piękne ogrody. Wspaniałe miejsce.

Paweł parkuje przed wejściem, do którego prowadzą staromodne, kamienne schodki. Z środka pada światło z ogromnego westybulu po którym krążą przybyli goście i kelnerzy. Wysiadamy gdy blond skurwiel otwiera drzwi.

Minę ma jeszcze bardziej zgorzkniałą kiedy widzi Sonię podnoszącą się z mojej piersi. Jak tak dalej pójdzie zostanę zimnym trupem do końca nocy. Nie przeszkadza mi to. Mam ochotę szczerzyć się w nieskrytej satysfakcji.

Pomagam wysiąść Sonii z samochodu i ze splątanymi dłońmi wprowadzam ją do środka. Adrian idzie za nami a Paweł odjeżdża by czekać w pogotowi w limuzynie. Dostrzegam słuchawkę w uchu blondyna i pistolet pod marynarka.

Dobrze gnojku. Chroń moją Panią. Takie jest twoje zadanie.

Zostawiam płaszczyk Sonii w szatni i pod ramie prowadzę ją do wielkiej sali. Wszystko tutaj jest eleganckie i drogie. Przenosimy się w czasie i trafiamy na bal magnatów. Kobiety są wystrojone w balowe suknie a ich  palce, szyje i nadgarstki oblepione zostały zlotem. W uszach wdzięczą się kolczyki z pereł lub brylantów.

Ich mężowie noszą się w garniturach i surdutach. Wszystko jest takie jak przewidziała Sonia. Sztuczne, pełne kiczowatego przepychu i pseudo uprzejmych rozmówek. Nie pasujemy tutaj. Oboje.

Odbieram od kelnera dwie lampki szampana. Jedną podaję Sonii za co uśmiecha się do mnie wdzięcznie. Adrian krąży za nami w komfortowej odległości. I dobrze. Nie mam ochoty czuć jego oddechu na swoich plecach.

Dostrzegam innych ludzi jego pokroju. Stoją pod ścianami albo krążą jak satelity po orbicie swoich klientów. Od razu można ich rozróżnić. Spokojni, powściągliwi i przede wszystkim nie pijący. Z radością orientuję się że nigdzie nie ma żadnej z moich klientek.

Nie to żebym się takiej tu spodziewał. Mężowie kobiet, które rżnę nie są aż tak bogaci jak ci tutaj. Żadna z tych żon nie byłaby na tyle głupia by ryzykować spotkaniami ze mną. One nawet jeśli nie są zadowolone ze współżycia za bardzo kochają pieniądze by mieć kochanków.

Chadzamy po sali rozmawiając co parę chwil z kimś innym. Sonia szepcze mi do ucha nazwiska i czym się dany ktoś zajmuje bym mógł udawać, że jestem obeznany w tym świecie i już po chwili wyrzucić to z głowy. Obejmuje ją w tali wolnym ramieniem czując za każdym razem jej wzdrygniecie się gdy jakiś mężczyzna  zbyt się do niej zbliży.

Przyciągam ją wtedy do siebie. Ochronnie, dając dosadnie do zrozumienia z kim przyszła i kto jest jej. Czyja jest ona. Mężczyźni rzucają jej tęskne spojrzenia, kobiety szepczą na jej widok. Widzę jak zżera je zazdrość, gdy uświadamiają sobie z kim ich mężowie rozmawiają.

Panna Dowborow jest jedyną tu kobietą, która swoją pozycję, bogactwo i sławę w tym świecie zawdzięcza tylko i wyłącznie samej sobie. Nie dostała pieniędzy od ojca, męża czy brata. Jest samowystarczalna.

Jeszcze większe zbulwersowanie wzbudza jej młody wiek i uroda. Większość tych kobiet jest grubo po czterdziestce, mają wymalowane toną makijażu twarze nie jednokrotnie poprawiane przez chirurgów. Moja Sonia jest piękną naturalną istotą. Jestem dumny mogąc tu z nią być.

-A to jest Wilhelm Schtackmann-szepcze mi do ucha jakby chciała pocałować-Prezes banku. Straszny dupek ale jego znajomości są wielce przydatne.

Czuje na sobie mordercze spojrzenie Adriana, gdy krążąc wokoło nas widzi jak zaciskam palce na jej boku. Kobiety za plecami Sonii wlepiają się we mnie jak w obrazek ale ja mam tylko ją przed oczami.

-Kolo niego stoi Hubert Wojciszek-spoglądam na dwóch mężczyzn o których mówi-Jego prawa ręka. Te dwie kobiety to ich żony. Danuta i Urlike.

Zbliżają się do nas więc odsuwamy się od siebie. Witamy się z nimi uprzejmie, wymieniamy parę rzeczowych zdań i podążamy dalej.

Dusze się w tej pełnej fałszu i wymieszanych perfum atmosferze. Chciałbym już stąd pójść i zostać z Sonią sam na sam. Widzę po niej, że i ona ma ochotę uciec jak najdalej.

-Wiesz na co mam ochotę?-pytam gdy stajemy przy stołach z jedzeniem.

Nakładam na talerzyk szarlotkę i karmię nią Sonię. Uśmiecha się do mnie a w jej oczach dostrzegam figlarną iskrę.

-Na co?

-Już ty wiesz na co-odpowiadam kciukiem pocierając jej dolną wargę.

Musimy wyglądać na zakochanych i szczęśliwych. Ja taki jestem, Sonia na pewno jest szczęśliwa. W pewnym stopniu bynajmniej. Nie wiem jak wiele radości daje jej moja obecność ale wiem, że gdyby była nieszczęśliwa nie patrzyłaby na mnie w ten sposób.

Cmokamy się przelotnie w usta. Te cholerne pocałunki tylko wzmagają moją chęć na nią. Pragnę namiętnych pocałunków i bycia w niej. Już sobie wyobrażam moje okrężne ruchy w jej kobiecości.

Dreszcz mnie przechodzi  na samą myśl.

Po dwóch godzinach oddalam się od Sonii i ruszam do toalety. Cristal wzmaga moją potrzebę zajrzenia tam gdzie król sobie chadza sam. Nie martwię się o nią. Zostaje w towarzystwie Adriana.

Szlag mnie trafia gdy muszę zostawić ją samą w dodatku z nim ale wiem też, że ten dupek nie da zrobić jej krzywdy. Płaci mu a on w dodatku jest nią zauroczony, będzie bronić jej z podwójną siłą.

W łazience prócz mnie jest jeszcze jeden facet. Stoi przy umywalce, myje dłonie i rozmawia cicho przez telefon.

Omijam go podchodząc do pisuaru. Rozpinam rozporek i oddaje się przyjemności z zamkniętymi oczami. Kończę szybko by jak najszybciej wrócić na sale balową. Gdy wychodziłem orkiestra grała Beethovena a wiem, że Sonia go ceni i lubi słuchać.

Myje dłonie raz dwa i wychodzę.

Złość mnie zalewa. Widzę tego pryncypała jak stoi i gada przez telefon. Powinien być na sali a nie włóczyć się po pałacu. Zaraz dostane wylewu.

Posyłam mu mrożące krew w żyłach spojrzenie i niemal biegiem puszczam się do sali. Chyba kretyn zrozumiał co narobił bo ruszył zaraz za mną, ale jestem szybszy.

Docieram do miejsca pod orkiestrą gdzie ją zostawiłem. Nie ma jej. Panika mnie zalewa. Rozglądam się szukając brąz głowy i czerwonej sukienki między gośćmi.

Kurwa! Nie ma jej.

Przepycham się między ludźmi mrucząc na odwal się przeprosiny. Jedni są zaskoczeni, inni warczą na mnie. Mam to gdzieś. Muszę znaleźć Sonie.

Obieram kierunek na stoliki z jedzeniem. Oprócz paru mężczyzn i kobiet im towarzyszących nie ma nikogo. Kątem oka widzę Adriana. Ma panikę wymalowaną na twarzy. Dorwę cię w moje łapy jak tylko ją znajdę.

Idę dalej. Szukam, przemierzam metry sali. Stukam obcasami butów o wypolerowany parkiet a jej nie ma. Obszedłem całą salę i nic.

Ręce mi drżą a serce wali jak dzwon. Jeśli coś się jej stało to zabije tego gnoja gołymi rękoma. I niech  będzie świadom, że jestem do tego zdolny. Moje dłonie prócz przyjemności potrafią sprawić ból. Rozwalę jego łeb o chodnik.

Wychodzę z sali do westybulu. Oddycham głęboko. Widzę ją.

Stoi przed wysokim grubasem, który macha jej paluchem przed nosem. Zaraz ci go kurwa odgryzę. Mówi coś do niej, mogę wyczuć jego złe zamiary. Syczy przez zęby i jestem niemal pewien, że to pogróżki.

Sonia minę ma zaciętą. Wydaje się być opanowana i groźna ale widzę ruchy jej ciała. Ręce ma skrzyżowane na piersi w ochronie przed nim a oczami szuka wsparcia. Jest wystraszona i rozjuszona.

Już idę kochanie.

Gdy mnie dostrzega widzę jak ulga wstępuje na jej twarz. Szczęki się rozluźniają a ręce opadają wzdłuż ciała.

-Zobaczysz ty...

-Mogę w czymś pomóc?-pytam grubasa stojąc u boku Sonii

Łapię ją w talii zaborczo przysuwając do siebie. Bez oporów przylega do mojego ciała niemal się w nim kryjąc. Sonia-wystraszona, kolejny tryb ale nie mam zamiaru go ani analizować ani go zapisywać w głowie. Nie chcę nigdy więcej widzieć jej takiej. Nie pozwolę na to.

Grubas obrzuca mnie wściekłym spojrzeniem. Przepływa po moim ciele oceniając jak groźny mogę dla niego być.

Oj mogę kolego. Z miłą chęcią przywalę ci w te świńską mordę i zrobię szybki zabieg liposukcji. Daj mi tylko powód.

Najwyraźniej wyczytuje to z mojej twarzy bo odsuwa  się na krok i opuszcza palec.

-To jeszcze nie koniec-syczy przez zęby

Nie wytrzymuję.

Zbliżam się do niego chowając za swoimi plecami Sonie. Czuję jak ciągnie mnie za mankiet marynarki ale teraz nie mam ochoty się jej słuchać. Staję przed świnią wisząc nad nim dobre dziesięć centymetrów.

-Owszem koniec dupku-warczę wciskając w jego otłuszczoną pierś wskazujący palec

Sonia prosi mnie cicho bym się uspokoił. Jak na litość mam to zrobić, kiedy  ten frajer grozi mojej kobiecie. Odganiam ją od siebie napierając na grubasa.

-Pani z tobą skończyła. Jeszcze raz cię koło niej zobaczę to rozpieprzę ci ten krzywy ryj. Jasne?

Przygląda się mi. Czuję sam jak emanuje ze mnie wściekłość. Zaraz mnie rozsadzi.

Nic nie mówiąc grubas posyła Sonii pełne nienawiści spojrzenie i odchodzi.

Pierwsza dobra decyzja gnoju.

Odprowadzam go wzrokiem nie dostrzegając jak Sonia staje przede mną. Dopiero jej dłonie na mojej piersi przywołują mnie do porządku.

-Wiktor-jej głos jest cichy, proszący i wystraszony.

Przenoszę na nią swoje spojrzenie.

Boże, ona się mnie boi. Jej oczy są pełne obawy i błagania bym przestał w  tej chwili. Rozbraja mnie ten widok.

Bez ostrzeżenia obejmuję ją ramionami i przytulam do siebie. Zniżam twarz by zatopić się w zapachu jej perfum i ciała. Tylko jej bliskość potrafi mnie uspokoić.

Oddycham głęboko chcąc ją jak najszybciej stąd  zabrać do bezpiecznego domu.

-Serce ci wali-mówi cicho kwestie z limuzyny

-Przez ciebie-odpowiadam ale mój głos jest ściągnięty z gniewu.-Wracamy do domu.

Jest spięta i wystraszona. Mój głos i rozkazujący ton najwyraźniej przerażają ją jeszcze bardziej.

Chryste,Sonia. Mnie nie musisz się bać.

Ujmuję jej twarzyczkę w dłonie i powoli,subtelnie całuję. Nie chcę by się mnie bała. Może mnie nienawidzić, kochać, pragnąć ale nie bać. Nigdy nie zrobię niczego by ją skrzywdzić. Obiecuję jej to tym pocałunkiem.

Nie wiem czy to własnie z niego wyczytuje ale wyraźnie się rozluźnia. Mięknie w moich rękach a ja mam w głowie tylko wizje rozwalania łba grubasa o parkiet.

-Idziemy-powtarzam odrobinę łagodniej

Sonia zgadza się skinieniem głowy.

-Wezmę twój płaszcz-mówię łapiąc ją za dłoń-Pod żadnym pozorem nie puszczaj mojej ręki.

-Zostaw go. Zabierz mnie do domu Wiktorze.

Nie musi mi mówić tego drugi raz. Z przyjemnością pominę stanie w kolejce do szatni i wyjdę z tego cholernego pałacyku.

Choć jest lato dzisiejsza noc jest chłodna. Zanim wychodzimy na parking ściągam z siebie marynarkę i zakładam a na jej ramiona. Bezcenne jest jej wdzięczne spojrzenie, którym mnie zaszczyca.

Nie puszczając jej dłoni przechodzimy przez podjazd idąc do zaparkowanej na jego końcu limuzyny.

-Pani Dowborow-krzyczy Paweł wybiegając do przodu.

Za nim podąża Adrian. Minę ma zbitego psa co rozsierdza mnie ponownie. Zaciskam dłoń czując jak moja bariera opanowania pęka.

-Wiktor,proszę-Sonia duka w strachu widząc co się ze mną dzieje.

Nie słucham jej.

Paweł staje przed nami a ja bez słowa wciskam mu Sonie w ręce i podążam do blondyna. Zdezorientowany Paweł przytrzymuje Sonie wodząc za mną wzrokiem.

W uszach szumi mi buzująca krew. Nie widzę niczego prócz tej przystojnej gęby, przez którą o mały włos co nie straciłem Sonii. Nie wiem na jak wiele pozwoliłby sobie grubas gdybym  nie znalazł ich w porę. Nie chcę sobie tego wyobrażać.

Podchodzę do gnoja w szaleńczym tempie. Nie mam zamiaru nic mu tłumaczyć. Nie powiem ile ona dla mnie znaczy, czego  się dopuścił i co mu zrobię gdy doprowadzi do kolejnej takiej sytuacji. Pozwalam sobie by to moja pięść powiedziała to wszystko.

Wale go prosto w polik a on upada na ziemie. Nie mam zamiaru na tym poprzestać. Schylam się do niego, łapie za krawat i posyłam kolejny cios. Z jego nosa bucha krew. Zalewa mi palce aż po nadgarstek i jego szary garnitur.

Zabije go jeśli zaraz się nie powstrzymam.Tyle jestem w stanie zrozumieć.

Nagle coś małego łapie mnie za barki i odciąga. Chcę to odepchnąć ale wiem, że to ona. Nie mogę tego zrobić. Już wystarczająco się mnie boi.

W oczach Adriana też widzę strach. Bój się mnie, dobrze ci to zrobi.

-Wiktor.Wiktor już dość-Sonia próbuje mnie odciągnąć.

Jej głos drży. Jest wystraszona.

-Jeszcze raz ją zostaw gnoju-warczę przez zęby nie wypuszczając jego krawatu z dłoni-Jeszcze raz a cie zabije. Przysięgam.

Smukłe palce Sonii pokrywają moją ubrudzoną krwią Adriana dłoń. Dopiero wtedy go puszczam.

Prostuje się napięcie i łapię ją w ramiona by zaprowadzić do auta.

Nie zwracam uwagi na nadbiegającego Pawła i Adriana ociężale podnoszącego się z ziemi. Otwieram drzwi limuzyny pokazując dłonią by wsiadła bez dyskutowania ze mną. Moja mina musi być bardzo poważna i zdeterminowana bo Sonia siada na kanapie nie patrząc na mnie.

-Zabierz nas do domu-rzucam do rozbitego Pawła.

Nie pyta czyj dom mam na myśli. Najwyraźniej nie chce skończyć jak ten drugi. Zamyka za nami drzwi by po chwili wraz z blondynem zasiąść z przodu.

Wyjeżdżamy z posesji w kompletnej ciszy. Nie dotykamy się, nie patrzymy na siebie. Czuję jak rzuca mi ukradkowe spojrzenia ale uparcie patrzę w okno. Jeszcze jestem zły. Chyba mam wylew.

Kostki dłoni, którą obiłem twarz Adriana zaczynają mnie piec. Spoglądam na nie i widzę, że skóra jest zdarta. Wspaniale!

Trudno. Nie jestem ciotą żeby się nad tym użalać.

-Wiktor-słyszę cichy głos Sonii

Patrzy na mnie ostrożnie, z obawą.

Dziewczyno! Czy ty nie rozumiesz, że nie musisz się mnie bać?!

Chce jej to wykrzyknąć ale coś mi mówi, że ta Sonia-zastraszona zamknęłaby się w sobie i wysłała mnie do domu. Odcięłaby się ode mnie zostawiając z niczym. Nie chcę tak kończyć tego weekendu.

-Tak kotku?-pytam odchylając głowę na oparcie.

-Przepraszam.

Odwracam się do niej.Za co mnie przeprasza?

Jej oczy utkwione są w oknie, za którym śmigają drzewa. Jest blada i drży. Nie chce by taka była. Unoszę dłoń i palcem obracam jej buzie do siebie. Rzuca mi płochliwe spojrzenie jakby bała się, że tym razem uderzę ją.

-Za co niby?

-Że zniknęłam  ci z oczu-odpowiada spuszczając wzrok-Nie chciałam byś się wściekł.

Nie, no błagam. Czy ona sobie żartuje?

Przyciągam ją do siebie sadzając na kolanach. Opieram czoło o jej ramie nie chcąc dotykać zakazanych stref.

-Kochanie nie jestem zły na ciebie. Przecież wiesz, że nigdy nie potrafię się na ciebie gniewać.

Wzdycha ciężko ale czuję jak się rozluźnia. Moja Sonia wraca. I dobrze, bo nie znoszę jej takiej. Widzę taką Sonię pierwszy raz i mam nadzieje, że ostatni.

Paluszkami przepływa po mojej zakrwawionej dłoni i rozdartym naskórku. Do końca podroży milczymy ale nie ma już między nami tej duszącej, nieprzyjaznej atmosfery.

Windą jedziemy sami. Adrian najwyraźniej dostał ostrą reprymendę od Pawła, który odprowadził nas do drzwi i z wyjaśnieniem, że chce opatrzyć mu nos odszedł. W domu Sonia zajmuje się oczyszczaniem wodą utlenioną mojej dłoni. Nie daje się odpędzić choć twierdzę, że to nic takiego.

Pozwalam jej jednak na to rozumiejąc jak bardzo chce zadbać o mnie. Siedzę więc grzecznie przy kuchennym blacie a Sonia chowa wodę i bandaż, którym uparła się związać mi dłoń. Niech jej będzie.

-Kim on był?-muszę o to zapytać

-Nikt taki-burczy pod nosem wstając z klęczek

-Sonia-ostrzegam ja

Dziś ja będę apodyktyczny. Chyba do cholery mam prawo wiedzieć kto chce się dobrać do jej skóry? Tym bardziej, że ją bronie prawda?

Podchodzi do blatu niepewnie pukając o jego powierzchnie paznokciami. Widzę tę walkę jaką toczy w sobie. Nie jest przekonana do pomysłu by podzielić się ze mną choć skrawkiem swojej prywatności. Boli mnie to ale nie naciskam.

Czekam.

-To facet, którego firma przegrała z moją podczas przetargów w USA-wydusza w końcu z siebie-Jest wściekły.

-Skurwiel-syczę

Staje naprzeciw mnie ze zmartwioną miną. Przeczesuje moje włosy palcami w niemej prośbie bym był spokojny. Jestem, w miarę.

-Nie przejmuj się-mówi -Nie on pierwszy, nie ostatni.

To zdanie mnie rozsierdza. Nie pierwszy?! Wspaniale.

Podrywam się na równe nogi i udając, że nie widzę jej zaskoczonej miny odchodzę do salonu. Stoję przy oknach, za którymi majaczy panorama skrytego w ciemnościach miasta. Światła w domach, blokach i dwóch wieżowcach na przeciw są jedyną rzeczą rozjaśniającą mrok.

Jestem wściekły. Nigdy nie czułem się tak zły. Myśl, że gdzieś tam żyją ludzie pielęgnujący urazę do niej mnie przerasta. Jak ktoś może chcieć się mścić na niej? Przecież robi tylko to co do niej należy. Jak każdy z nich.

Nie zabija swoich konkurentów, przynajmniej mam taką nadzieję. Wygrała bo była lepsza. Nie rozumiem tego świata i nie chcę. Czuję się jak zagubiony, mały chłopczyk w tym gównie biznesu i wzajemnej nienawiści.

Opieram czoło o zimne szkło. Mój oddech odbija się na nim para. Chcę ryczeć z niemocy i wściekłości, ale co ja mogę? Jestem tylko męską kurwą aktualnie na usługach kobiety, którą kocham.

Sonia staje za moimi plecami, do których przytula policzek. Owija wokoło mnie ramionka i tuli się jakby to wszystko było jej wina.

-Czemu tak zareagowałeś?-szepcze do moich pleców.

Właśnie Wiktor, czemu? Moja profesjonalna część natury śmieje mi się w twarz.

Wiem czemu ale nie mogę jej tego powiedzieć.

-Nie chcę po prostu żeby coś ci się stało-odpowiadam tonem dającym do zrozumienia,że nie chcę ciągnąć rozmowy.

Odwracam się do niej i przytulam ją mocno. Nie pamiętam kiedy ostatnim razem mogłem to robić tak wiele razy jednego dnia. Jej małe serduszko uderza mocno w moje ciało, po którym rozchodzi się echo. Czuję jak moje serce zwalnia rytm by już po chwili bić w zgodzie z jej. Fascynujące.

Ktoś puka.

-Proszę-woła Sonia

Odsuwam się od niej i odwracam twarz do okien kiedy widzę Adriana. Nie chcę na niego patrzeć by  go nie zabić.

-Pani Dowborow, Panie Tarycki-mówi stając przed nami-Chciałbym państwa przeprosić za moje zachowanie. Nie powinno mieć miejsca.

A owszem! Nie powinno!

Milczę wciągając ostro powietrze w płuca. Jestem na niego wściekły ale też mi go żal. Jego gęba jest w strasznym stanie. Poniosło mnie, na prawdę mnie poniosło.

-Przeprosiny przyjęte Adrianie. Możesz wrócić do siebie-odpowiada Sonia-oficjalna.-I nikt ma nam nie przeszkadzać.

Skina jej głową i posłusznie odchodzi.

Sonia staje obok mnie przyglądając się widokom za szyby. Stoimy tak i stoimy, kiedy jej dłoń wpływa w moja a jej palce zaciskają się na moich. Kolejny niespodziewany gest.

Co ja mam z tobą dziewczyno zrobić? Co mam zrobić z sobą?

Z jednej strony chcę dać jej wszystko czego pragnie i za co płaci. Z drugiej chcę brać od niej to czego chce mężczyzna od swojej kobiety. Tyle że ona nie jest moja. I nie mam pojęcia czemu czasami się tak zachowuje. Nie nadarzam za nią.

Przyciągam ją i ustawiam między mną a szybą. Widzę nasze odbicie w szkle. Co mogę powiedzieć? Wyglądamy świetnie razem.

Schylam głowę ustami sunąc po jej szyi. Słyszę jak mruczy a w oknie widzę jej przymknięte powieki. Piersi unoszą się i opadają w dzikim oddechu, kiedy moje palce błądzą po krzywiźnie jej bioder. Nadal ma na sobie suknie. Jej materiał jest miękki ale nie tak zachwycający jak faktura skóry Sonii.

Przesuwam się do góry, powolutku, delikatnie prawie nie dotykając jej pleców by mogła przywyknąć do myśli, że na pewno później to zrobię. Wplatam palce w koka i pociągam za dwie szpile go trzymające. Rozpuszczone włosy opadają a po pomieszczeniu rozchodzi się zapach szamponu.

Zanurzam w nich nos i oddycham. Głęboko. Najgłębiej jak potrafię. Zaczynam masować jej kark i głowę rozkoszując dźwiękami jakie wydobywają się z jej gardła.

Desperacko pragnę w niej być. Wiem, że tylko mając ją tak blisko jak to możliwe będę w stanie się uspokoić. Moje zszargane nerwy odpuszczą odrobinę gdy poczuję ją na sobie całą i zdrową.

Cielesne doświadczenie tego, że żyję jest moim jedynym warunkiem by przetrwać ten popieprzony dzień.

-Mogę cię rozebrać?-pytam blisko jej ucha.

-Tak-szepcze nie otwierając oczu.

Sięgam dłonią do zamka na jej plecach i powoli go rozpinam. Z każdym minimetrem z jakim ją rozbieram spod materiału wyłania się czarne body.

Sukienka opada na ziemie a przede mną stoi niemal naga Sonia. Ma na sobie wysokie szpile i koronkowe, czerwone majteczki. Mam ochotę zdjąć je z niej zębami.

Unoszę ręce Sonii i opieram je na szybie. Drży w moich ramionach, dyszy w oczekiwaniu a ja klękam za nią podziwiając jej piękne pośladki. Przykładam do nich dłonie. Idealne.

Masuję je, rozgrzewam aby po chwili zadać jej klapsa. Podskakuje lecz nie cofa bioder. Wręcz przeciwnie, wypina je do mnie w oczekiwaniu na więcej. Zaraz mam jej zamiar dać to więcej.

Znowu ją masuję. Jej prawy pośladek słodko się zarumienił. Nie bije jej mocno, nie umiałbym. Robię to tylko by wyciągnąć z niej jak najwięcej odczuć. Kiedy się tego nie spodziewa posyłam klapsa w drugi pośladek. Jęczy ale chce jeszcze.

Masuje jeszcze raz przyglądając się dwóm, słodko różowym plamom na jej jasnej skórze. Ocieram opuszkami dostrzegając lekką, gęsią skórkę która pojawia się pod nimi. Chcę wyć. I być w niej.

-Twoje pośladki to pieprzone mistrzostwo kochanie-mówię całując każdy z nich.

Sonia pojękuje czując na sobie mój zarost. O tak, właśnie tak maleńka. Tak mi jęcz.

-Wiktor!-wykrzykuje moje imię kiedy uderzam ją w oba na raz.

Daje upust swojej fantazji i zahaczając zębami o koronkę zsuwam ją z tego ślicznego tyłeczka. Zgadując moje zamiary Sonia rozkłada nogi i czeka na moje wtargniecie. Pojękuje chowając głowę między zawieszone ramiona kiedy się odsuwam.

Kleczę krok za nią i podziwiam co narobiłem.

Jestem przed wielkimi oknami, z których rozciąga się widok na miasto z dwudziestego piątego piętra. Na płaskiej tafli szkła opiera się wpółnaga kobieta. Ma wysoko zadarte ręce, głowę pochylona do przodu, schowana między nimi a na nogach seksowne obcasy. Jej pośladki świecą się różową poświatą a z pomiędzy ud wycieka słodki krem.

Jestem w raju. Pierdolony Michał Anioł ze mnie.

-Wiktor-jęczy błagalnie.

No już, już. Idę skarbie.

Przysuwam się do niej. Zniżam usta do jej kostek i całuję drogę do jej pośladka. Gdy tam docieram zabieram się za drugą nogę i ponawiam wyznaczanie ścieżki. Sonia wypina się w błaganiu o dotyk tam gdzie chce być dotykana.

Sonia-niecierpliwa. Zaraz na mnie nakrzyczy.

-Wiktor do cholery!

A nie mówiłem?

Uśmiecham się do siebie a ona sama chichocze czując mój uśmiech na sobie.

-Jesteś taka niecierpliwa-udaję, że się skarzę.

-A ty taki powolny-odpowiada-Pospiesz się nim tu uschnę.

Zbliżamy się do zmiany trybu z Sonii-czułej i Sonii-niecierpliwej na Sonie-apodyktyczną.

-Nigdy nie narzekasz-mówię z przekąsem sunąc palcem po zewnętrznej stronie jej kobiecości.-I obiecuje, że jak jeszcze raz na mnie nakrzyczysz to będę tak szybki jak jeszcze nigdy.

Śmieje się i wzdycha równocześnie czując mój opuszek na sobie. Ponownie nim przepływam napawając się jej gorącem i mokrym wnętrzem. Lubię czuć ją na sobie. Bez względu czy na języku czy na palcach czy też na penisie.

-O  nie, nie-piszczy wypinając się niemal do kąta prostego-Masz natychmiast się mną zająć i bynajmniej nie w szybkim tempie.

Sonia-imperatorka. Lubię ją.

Śmieję się przechodząc pod jej nogami. Siedząc na tyłku patrzę na jej twarz, która jest czerwona z podniecenia ale tez szeroko uśmiechnięta. Jej źrenice się rozszerzają, kiedy patrzy jak odpinam spinki w rękawach koszuli i zaciągam je pod łokcie.

-Wedle życzenia Soniu-mruczę łapiąc ją za pośladki

Wpływam w nią językiem. Zlizuję każdy gram jej kremu, z każdej jej części. Nie pomijam ani skrawka jej nabrzmiałych płatków. Kręcę kółeczka językiem czując w swych ustach jej wspaniały aromat. Jest na mnie gotowa. Nie dziwi mnie to.

Jej jęczenie doprowadza mnie do szału. Kocham tego słuchać.

Uwielbiam wtapiać język w jej słodkie wnętrze. Jak wylizujący się kot odnajduje językiem punkt, który doprowadza ją do szaleństwa i liżę. Liżę i liżę przez cały czas to jedno wspaniale miejsce miedzy wzgórkiem a żołędziem jej kobiecości, czując jak puchnie.

Wsuwam w nią powoli jeden palec i masuję od środka każdą ze ścianek. Wypycha biodra do mojej dłoni. Pragnie więcej, jest nienasycona. Wzmacniam jej doznania dokładając drugi palec i wciąż liżę. Po chwili przechylam głowę w bok i napieram na nią pod innym kątem.

Mruczę a ona dyszy. Uwielbiam jej stłumiony podnieceniem oddech. Jest ciężki, spazmatyczny i urywany. Jakby każdy następny miał być ostatnim. I będzie.

Jeszcze chwila i będzie ostatnim, przed orgazmowym oddechem jakiego Sonia dokona nim dojdzie w moich ustach. Wyciągam palce i wpycham w nią język dokładając wszelkich starań by poczuła mnie głęboko w sobie. Kciukiem rozpocząłem docieranie jej guziczka.

Jest  tylko czuciem, które wybuchło po chwili z głośnym ,,Tak'' na ustach i drżącym ciałem. Nogi się pod nią ugięły z czystej rozkoszy i niemocy. Łapię ją w ostatnim momencie w swoje ramiona i pozwalam nam osunąć się na zimną podłogę.

Sonia leży u mego boku. Mruczy w zadowoleniu wciskając głowę w moją pierś. Chcę więcej takiej Sonii.

Usta jej drżą a czekoladowe tęczówki patrzą na mnie w błogiej rozkoszy.

-Cześć -mówię lekko się uśmiechając.

Odpowiada mi tym samym mrużąc rozkosznie powieki na mój dotyk na jej biodrze.

Jest niesamowicie piękna po orgazmie, z burza roztrzepanych włosów i rozmarzonymi oczami. Rozciąga nogi i nie czekając na zaproszenie wkleja się w mój tors obejmując mnie w pasie ręką.

Zadowolony z jej śmiałości przyciągam ją do siebie, płynąc dłonią po wypukłości bioder ku kuszącym pośladkom. Uśmiecham się do siebie kiedy mruczy przeciągle ogrzewając moją szyję gorącym oddechem.

-Cześć-odpowiada.

Boże! Ten głos... Ochrypły od orgazmu, pełen namiętności.

Moja męskość słysząc pomruk Sonii natychmiast daje o sobie znać.

-O-szepcze czując pod materiałem spodni efekt swoich działań-Witaj.

Śmieję się przeciągle widząc jak Sonia spogląda na dół między nasze ciała. Jej wzrok na moim tkwiącym w spodniach penisie w niczym nie pomaga. Pobudza moje nerwy budząc bestie w  mym wnętrzu ze snu.

-Tak już mam-mówię-Jeszcze nie przywykłaś?

-Ciągle tak na ciebie działam?

-Tak, zawsze. A teraz moja kolej.

-Twoja?-mruga powiekami

-Sądziłaś, że po dzisiaj dam ci tak po prostu dojść dziewczyno?-żartuję a każdy mój nerw spina się czekając na swoją kolej na orgazm.

Patrzy na mnie i widzę w jej oczach głód.

-Więcej-szepcze całując mnie mocno w usta.

Zsuwam dłoń z pośladka Sonii na jej udo i łapiąc ją pod kolanem zakładam sobie w pasie jedną z jej koszących, smukłych nóg. Całuję ją w dolną wargę ciągnąc ją zębami. Nie mogę się powstrzymać by jej nie dotykać i nie pieścić.

-Dobrze skarbie-mamroczę skubiąc skórę na szyi Sonii- Czeka cię kara za uciekanie mi dzisiejszego  dnia.

Cichy pomruk mojego śmiechu rozniósł się po salonie, gdy jęczy słysząc o nadchodzącej karze.

-Obiecuję,że już nie ucieknę, ale nigdy nie będę grzeczna jeśli czekają mnie takie kary-mamrocze cicho

-I słusznie-przytakuję z głową miedzy jej odzianymi w body piersiami i ustami na mostku.

Sunę z wolna coraz niżej aż docieram do podbrzusza.

Moje ciało jest dla niej afrodyzjakiem choć wciąż jestem ubrany. Ogłupiam ją i zmuszam do uległości. Takiej uległości, której chce, w której czuje się bezpiecznie.

-W sumie jest późno-mówię nagle łapiąc jej skórę poniżej pępka w delikatny uścisk zębów-Nie spytałem się czy moja dziewczynka chce spać. Chcesz?

-Boże, nie... -jęczy zatapiając palce w moje włosy-Wszystko tylko nie spanie.

Uśmiecham się do jej brzucha gdy prosi mnie na swój sposób bym nie przestawał. Zaczynam więc zabawę jerzykiem na jej ciele od nowa stopniowo przesuwając się do trójkąta między jej nogami. Słucham w zadowoleniu jak mruczy gdy jestem między jej udami.

Po chwili jest jednym wielkim ,,mmmmm'' i ,,aaaaaa'' kiedy zaczynam znowu ssać wszystkie możliwe minimetry na jej kobiecości. Moje usta są wszędzie, tak samo jak język i palce na jej pośladkach.

-O tak... właśnie tak... och Wiktor-duka.

Mój język kreci w niej małe kółeczka dotykając każdej wewnętrznej ścianki w jej ciele. Dmucham lekko i ssę wydobywając z jej gardła krzyk.

-Piękna-chrypie wracając do jej ust.

Jej aromat i słonawy smak jej wnętrza są niesamowite gdy są zmieszane. Uwielbiam to co teraz robi. Zlizuję ten smak z  moich warg do czego sam ją zachęcam kładąc dłoń na karku Sonii by przysunęła się bardziej i kosztowała.

-Jesteś cholernie smaczna i nie wyobrażalnie słodka.-mówię między pocałunkami-I wiesz co?

-Mmm?

-Twoje wnętrze będzie zaraz moje mała.

-Rozbieraj się-mówi do moich ust tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Śmieję się z powrotu Sonii-władczyni ale wstaję. Patrzę na nią gdy leży na drewnianej podłodze w tych seksownych szpilkach i obcisłym body. Chciałbym je z niej ściągnąć ale wiem, że nie mogę.

Wodzi po mnie wzrokiem rządnym natychmiastowego posłuszeństwa. Kocham ją.

-Chce pani małego przedstawienia panno Dowborow?-pytam rozplątując krawat.

-Tak, ale zostaw go-mówi opierając się na łokciach.

Jest piękna.

Pozostawiam na sobie ten piekielny krawat i rozpinam pierwsze guziki koszuli. Po chwili opada na  podłogę pokazując mój nagi tors.

Jak zwykle czekam na błysk aprobaty w jej ślicznych oczkach. Pojawia się szybciej niż jestem w stanie się zmartwić czy wciąż się jej podobam.

Mruczy zagryzając dolną wargę a ja robię to samo.

-Spodnie też mam zdjąć?-droczę się z nią.

-Nie. Stój tam tak a ja będę podziwiać-odpowiada żartobliwie-Oczywiście, że spodnie też.

Śmieję się pod nosem gdy rozpinam powoli pasek i odpinam guziki. Sonia nie spuszcza ze mnie wzroku. Chłonie mnie całego, kiedy ściągam buty i skarpetki a moje spodnie opadają na ziemie, po której toczą się drobne z kieszeni.

-Bokserki też?

-Jak zaraz nie przestaniesz pójdę spać-grozi z nieukrywanym głodem w tonie.

Znowu zanoszę się śmiechem. Sonia po chwili też chichocze. Lubię gdy się śmieje, jest wtedy moja. Chyba stres i napięcie po dzisiejszym wieczorze tak na nas działa.

Śmiech lekarstwem na wszystko.

Zahaczam kciukami o gumkę czarnych bokserek i powoli zsuwam je w dół. Mój penis wyskakuje z nich prężąc się w całej swojej okazałości  i jak ja wcześniej czeka na jej przychylne spojrzenie.

Sonia oblizuje usta z jękiem.

Ulżyło mi. Nie powiem, że nie.

-A teraz idziemy odrobić karę-śmieję się gdy na moje słowa szeroko otwiera oczy.

Nie czekając na odpowiedź ciągnę ją do narożnika i sadzam na podłogę. W locie łapię wielką poduchę, która dla jej wygody układam pod jej kolanami.

Obracam Sonie tyłem do siebie rozpościerając jej ręce na miękkiej kanapie samemu klękając za nią. Zadzieram jej stopy na swych łydkach zamykając jej ciało w kletce z mojego torsu, rąk i mebla.

Zadrżała w podnieceniu na moją bliskość i dotyk kolosa na swoim pośladku.

Wypuszcza z ust powietrze połączone z jękiem gdy przesuwam opuszkami palców po materiale body na linii jej kręgosłupa. Jej palce na moim ramieniu palą żywym ogniem z całą pewnością pozostawiając po sobie czerwone linie spalonej skóry. Pragnę być tak spalany codziennie do końca świata.

-Moja, mała dziewczynka-mruczę czule podążając ustami po linii jej szyi-Gotowa na kare?

Oblewają ją krople potu gdy mówię do jej pleców równocześnie unosząc odrobinę jej biodra by moja męskość znalazła się w idealnej pozycji by w nią wejść. Czekam tylko na jej jedno słowo. Gruby, gorący i twardy.

Wiedząc co za chwile ją czeka, odruchowo zaciska dłonie w pięści na narożniku rozszerzając się dla mnie tak mocno jak potrafi.

Nim zdarzyłem cokolwiek zobaczyć wbiła się na mnie niespodziewanie. Nasz wspólny jęk wstrząsnął ścianami mieszkania i tylko czysty przypadek musiał sprawić, że ochroniarze nie zaczęli walić do drzwi. Choć teraz to ja jestem tym, który rządził i przystosowuje tempo to jej nieczyste zagranie bardzo, ale to bardzo mi się spodobało.

-Chryste...Sonia...jesteś... taka...wspaniała...

Po każdym słowie wchodzę w nią coraz mocniej i głębiej penetrując każdy centymetr jej środka. Przypuszczałem, że do tego czasu znam już ją na pamieć ale co ruch odkrywam w niej coś nowego. Kolejne punkty wyprowadzające ją z równowagi i samokontroli. A w tym i mnie samego.

Z każdym zbliżeniem stajemy się jednością. Jednym ciałem pełnym rozkoszy i orgazmów. Uderzenie, dotyk, pocałunek. Wszystko zlewa się w całość, która musiała trwać wieczność. Z pewnością tyle to trwało. Całą pieprzoną, rozkoszną wieczność nim orgazm zaczął się zbliżać.

-Zaraz...dojdę-jęczy w materac narożnika.

-Dochodź skarbie-zachęcam ją wysuwając się z niej-Chcę cię słyszeć.

Moje biodra nie dotykają jej pośladków gdy niemal cały z niej wychodzę. Pozostała w jej wnętrzu tylko mała część mnie czekając na odpowiedni moment.

-Jak...mam...skoro...ty... O BOŻE WIKTOR!

Zaciskam palce na jej pośladkach i z całą mocą w nią wchodzę dotykając swoją męskością magicznej, końcowej ścianki jej kobiecości. Moje imię wykrzykiwane jej głosem zepchnęło mnie z krawędzi, na której balansowałem od momentu gdy weszliśmy do domu.

Po raz kolejny wychodzę z niej i zadaję ostatni ruch w jej ciasność, którą wypełniam sobą. Muszę zagryźć wargi do krwi by nie pozwolić wyjść na zewnątrz głośnemu ryku zwierzęcia, który na pewno zdziwiłby lezącą pode mną Sonię.

Próbuję ale orgazm jest tak mocny, że nie utrzymuję krzyku w ustach.

-SONIA!-krzyczę zdzierając gardło.

Kiedy oddaję jej wszystko co mam padam na jej plecy i dysze do ucha. Sonia oddycha ciężko pode mną. Jej włosy są mokre a po czole spływają kropelki potu.

Jest gorąca i ledwie świadoma. uwielbiam ją doprowadzać do takiego stanu. Kocham gdy pada w moich ramionach niezwykle zadowolona i ogłupiała z rozkoszy.

-Jeszcze-mruczy ciągnąc moją twarz do siebie za krawat.

Chryste!

Wykończy mnie ale nie czekam. Podnoszę się szybko na nogi i biorę ją na ręce. Dalej jest giętka jak guma ale widzę, że zaraz dojdzie do siebie i zajeździ mnie na śmierć.

Chcę takiej śmierci. Moja śmierć w niej byłaby zbawieniem.

Zanoszę ją do jej sypialni i kładę na łóżku. Wciąż ma na sobie te pieprzone szpilki. Mam wrażenie, że jestem w stanie dojść na sam ich widok.

-Kładź się-żąda a ja posłusznie kładę się obok niej.

Delikatnie wskakuje na mnie i wiem, że teraz to ona będzie dawać. Mój penis w sekundę staje się gotowy a ona nie zwleka. Chwyta go w dłoń, pociera w górę i dół by uzyskać efekt jakiego pragnie.

Widzę jak oblizuje wargi, kiedy wydobywa ze mnie czysty jęk rozkoszy. Sekundę potem wymawiam jej imię kiedy wsuwa mnie w siebie i ujeżdża z głową odchyloną do tyłu.

Dzisiaj umrę w jej ramionach.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Moi drodzy czytelnicy,
  Wiem, że na samym początku mojej przygody z tym blogiem napisałem krótką notkę, w której zastrzegłem, że nie chodzi tu o komentarze czy popularność. Dostaję jednak sporo wiadomości odnośnie treści, tego co wam się podoba lub nie i postanowiłem poprosić was o małą przysługę.
  Jeśli jest coś dzięki czemu waszym zdaniem mógłbym ulepszyć blog, sprawić, że lepiej by się wam go czytał to proszę piszcie to w komentarzach lub na moim profilu.
  Przyczyna tej prośby jest prosta. Częściej zaglądam na bloga i profil niż na e-maila i uważam, że takie rozwiązanie byłoby znacznym ułatwieniem dla was w kontakcie ze mną niż poprzez meile, które rzadko kiedy sprawdzam. I oczywiście dla mnie jest to łatwiejszy sposób na zorientowanie się co wam nie pasuje lub czego brak wam doskwiera.
  I jeszcze jedna mała sprawa tycząca się osoby <nie wymienię pseudonimu>, która uważa mój blog za cyt. Obraźliwy, obłudny i pełen erotycznego wyzwolenia... Jeżeli jest on dla Pani/Pana obraźliwy czy obłudny, proszę go nie czytać. A co do ostatniej części, cóż... Taki właśnie ma być. Taka jest ta historia.
  













3 komentarze: